|
Mordercze szkiery Szwecji - sprowadzamy Snoopyego!
23.09.2007 -
4.10.2007
|
Prolog
Mama
mówiła, że to się źle skończy. Po 3ch dniach wiedziałem,
że jak zwykle miała rację. Mówiła "synu, nie jedź, nie będzie
Ci tam dobrze, posiedz przy mamusi, tu będzie Ci ciepło".
Później pytała, czy chociaż wiem co to za jacht i czy ktoś
zna się tam na żeglarstwie. Odrzekłem "żegnam mamusiu- płynę w nieznane-
jak wrócę to przywiozę worek pełen pieniędzy"
|
|
sobota,
23.09.2007, 10:00 Spotkanie na lotnisku.
Terminal Etiuda. Pekła pierwsza flaszka (dosłownie- pekła:(. Na szczęście
Piotrek szybko nadrobił straty w ekwipunku.
Kolejka nie była zbyt duża, z gramaturą bagażu też nie było
większego problemu, prócz kilku śpiworów, które trzeba było
nadać jako osobny bagaż i faktu, że przepakowywaliśmy wszystko jeszcze z
5 razy.
W samolocie standardowo- najpierw walka o miejsca przy oknie
(wygrałem:)). Później podziwianie widoczków. O mały włos nie
skusiłem się na dmuchany model Airbus-a Wizz-era. Spokojnie nadawałby
się na tratwę ratunkową.
W Goteborgu szału nie ma. Lotnisko takie cherlawe, na bagaże to
chyba z 30 minut czekaliśmy. Całe szczęście, że chociaż wszystkie dojechały.
Żeby dostać się do Hunnebostrand musieliśmy podzielić się na 2 grupy. Pierwsza
pojechała furą razem z byłym właścicielem Snoopiego, a ja z Darią ruszyliśmy w
podróż bardziej skomplikowaną. Najpierw do centrym podwiózł nas ledwie żywy Witek.
Nie wiem jakim cudem dojechaliśmy, bo Witek nie miał nawet siły na zjedzenie
obiadu.
Z centrum autobus do Topp. Tam 1 godzinna przesiadka. W tym czasie zdążyliśmy
sobie kupić po piwku i stwierdzić że czekanie jest nudne i spróbujemy Szwedzkiego
autostopu. Po 15 min zatrzymało się coś białego. Za dużo miejsca nie było,
ale jakoś się tam wcisnęliśmy. W czasie drogi okazało się, że na tylnej kanapie
w dziecięcym foteliku siedzi mały potwór. Na szczęście bestia za obiekt ataku
wybrała sobie Darię, a ja w spokoju mogłem prowadzić konwersację z Panią
kierowniczką. Później jeszcze jeden autobus i jesteśmy:)
Na miejscu szok Snoopy przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Taki śliczny
i żółciutki, i nawet nie pomyślałbym że damy rade dopłynąć nim do Polski.
Ale odwrotu już nie miałem, mamusia była daleko. Natomiast z kolejnymi sztormami (no dobra, 7'B było ale nie więcej) snoopy zaskakiwał coraz bardziej.
|
|
/--------\
| |
| |
| |
| |
| |
\--------/ <-- wybuch oleju:) czarna chmura -> zasłona dymna made by Daśka
|
|
Start sobota,
24.09.2008
Pierwszego dnia postanowiliśmy popłynąć po igły i nici, choć wtedy jeszcze grot był w miarę sprawny.
Stanęliśmy w Smogen i ruszyliśmy na poszukiwanie akcesoriów dla naszych jachtowych szwaczek.
Pani Kapitan udzieliła nam pouczenia, rzekła "całe życie z debilami"
Jak zwykle wstaliśmy skoro świt. Ponieważ nie czuję żebym wydzielał z siebie
jakąś nieprzyjemną woń, kolejny raz odpuszczam sobie prysznic (reszta załogi
miała podobne odczucia i podobnie postąpiłem). *** umyłem w umywalce -
niezwykłe doświadczenie, w szczególności że nie było ciepłej wody do dyspozycji.
Później zakupy.
|
|
Jak rozróżniać typy statków:
tankowiec - cieknie mu z rufy. Przy puknięciu młotkiem lub dziobem
słychać wyraźne stłumienie wywołane obecnością cieczy. Dużo zakazów
dotyczących palenia
drobicowiec - podobny dźwięk, tyle że przy pukaniu jest dźwięczny stuk
kontenerowiec - dźwigi na burgie, widoczny gołym okiem ładunek w postaci
kontenerów
roro - jak łatwo się domyslić służy do przewożenia samochodów
masowiec - transportuje różne rodzaje mas, może uderzyć z wielką masą
prom - ma kolorowe napisy na burcie. Duży, biały, oczojebnie świeci
żeglarzowi w oczy. Na te światła proszę się nie kierować! Przemieszczają się.
|
|
Gdzieś na morzu poniedziałek,
niezidentyfikowany punkt czasoprzestrzeni
A dzisiaj rano, mimo że nadal nie wydzielam z siebie cuchnącej woni, idąc w
ślady załogi zdecydowałem się zaszaleć i strzelić sobie prysznic. Było bosko:)
aczkolwiek parszywe mydło i paskudna ciepła woda były ohydne.
|
|
27.09.2008
Dzień zaczęliśmy od wspólnego robienia sertopów z grota (palenia węzęłków
żeby się juzing nie rozplątywał). Zapach przypominał zgromadzonym
wewnątrz o miłym śniadanku, które miało niedługo nadejść, następnie
ugotowaliśmy jajka. Pani kapitan po 5-minutowym kontakcie z kambuzem
zagroziła, że zaraz kogoś stłucze:). Mati błagał byle nie jego jajka:)
Pati poprosiła o lusterko. Ostrzegliśmy ją przed ewentualnymi
konsekwencjami tej decyzji:)
|
|
Natomiast jeszcze pare faktów nautycznych, i w ogóle odnośnie rejsu jeśli to kogoś interesuje:)
Zaczeliśmy w Hunnebostrand. Daleko na północ, przy granicy szwedzko-norweskiej. Wokół krajobraz, aż
do samego Goteborga świetny- tysiące małych ssnoopstych wysepek, które ochraniają jacht od fali.
Niezwykle ciekawy nawigacyjnie, aczkolwiek mapy trzeba mieć dobre:) W zasadzie szkiery kończą się
kilkanaście mil na południe od Goteborga. Rejs był nieco ekstremalny ze względu na
temperatury, gdyż był to przełom września i października na północy Europy. Jak się okazało
nie było tak źle, aczkolwiek spać trzeba było w polarku.
|
|
Do Marstrand dopłynęliśmy o 2giej w nocy. Płynęliśmy od rana poprzedniego dnia, jednak biorąc
pod uwagę że kolejny dzień było pod wiatr postanowiliśmy przespać się w porcie (przed zapowiadaną
odkrętką następnego dnia). Wejście do portu niesamowite, wielki zamek z latarnia górujący na wyspie,
na której znajduje się port. Przed udaniem się na zasłużony odpoczynek postanowiliśmy przejść się
do miasta (czyt. kibelka:) Przechodząc obok jednego i drugiego domu zauwązyliśmy, że coś dużo rzeczy
przed domami powystawiane. Przy piątym domu gdy widzimy że jest tam stara kanapa i telewizor i sporo
niepotrzebnych szpargałów już wiemy że to wystawka:) To było cudowne, na 3 godziny zamieniliśmy się
w śmieciarzy:) Na jacht zabraliśmy:) 1) kubki i patelnie 2) lustro zielone 3) deske klozetową
przeźroczystą w której były pinezki zalane plastikiem 4) metalowe wiaderko ze snoopym
5) 2 pagaje 6) stojaki na płyty 7) narty biegowe (które jak się okazało później miały nam uratować
życie, gdy przed Rozewiem wpadliśmy nocą w nieoznakowane sieci, a bosak utonął w okolicach Bornholmu:)
8) wielki materac 9) boombox sharpa 10) ładowarka samochodowa/jachtowa do Nokii! Było również wiele
innych rzeczy, jak narty zjazdowe z butami meble czajnik telewizor. Gdy obudziliśmy Pati przed 5tą
nad ranem była w szoku co my w ogóle nazbieraliśmy. Później jednak pokochała nasze prezenty:)
|
|
Następne półtora dnia zajęło zapłynięcie do Hoganas, które było na trasie naszego rejsu,
a umówiliśmy się tam po odbiór z poczty reszty dokumentów dot. jachtu.
Potem gigantyczny Zamek Hamleta w Helsingor. Tam też poznaliśmy co to Sund. Płynąc ponad 5 knotów
na genui i zarefowanym grocie wg GPS poruszaliśmy się 1,5knota do przodu! Niezwykłe było oglądanie
brzegu, gdy patrząc na fale po prostu lecimy, natomiast zamek i ląd cały czas w tym samym miejscu. W tych warunkach dokonaliśmy chrztu morskiego naszego neofity, który mimo początkowego przerażenia doskonale radził sobie w warunkach morskich- nie zwrócił ani kropli zawartości swojego żoładka. Miał on wypić herbatę ze słonej wody z Sundu oraz przy pomocy swoich nart biegowych i głosu wezwać pomoc wielkiego statku przepływającego obok. Niełatwe zadanie, aczkolwiek brodaty Neptun z Konforminą stwierdzili, że może on dołączyć do grona wilków morskich.
|
|
Do Kopenhagi było blisko, jednak prędkość słaba. Dlatego dotarcie tam nie szło najlepiej.
Tego dnia jednak cały czas trzymały się nas obiecane naleśniki. Najpierw padł pomysł stanięcia
na godzinkę na wyspie Wen na środku Sundu, jednakże upadł on ze względu na brak dobrej podejściówki (a była noc).
Potem jeszcze był Flakfortet, mała wyspa i fortyfikacja obronna w jednym. Tu jednak okazało się,
że chociaż na mapie główki portu są oświetlone, to w rzeczywistości światła nie ma ani jednego!
Natomiast statek ratowniczy wpływający do portu włączał sobie gigantyczny szperacz i w ten sposób
oświetlał sobie wejście. To jednak nie dla nas, zwłaszcza że już wiało naprawdę porządnie (powyżej
6'B, padało, płynęliśmy na foku sztormowym). Pozostawała Kopenhaga. Płynęło się niesamowicie, do
dziś dziękujemy Daśce za kawałek suchego chleba który dała nam na do kokpitu:)
W Kopenhadze przy syrence staliśmy o 3ciej w nocy. Najpierw obudziliśmy Mery, żeby zrobiła nam
obiecane naleśniki. Stwierdziła że jesteśmy chyba niespełna rozumu i poszła spać na dziób. Dzięki
Bogu Daśka miała więcej serca- i to były najsmaczniejsze naleśniki w życiu jadłem (tuńczyk + ser + ogórki + papryka! bomba!).
O 6tej można było najedzonym iść spać:)
Następnego dnia ja musiałem lecieć do Polski, natomiast zamieniał mnie Piotrek Ochnicki. Dowiedziałem
się jeszcze że wyruszyli w niedzielę popołudniu i postanowili iść przez cały Bałtyk prosto na Gdańsk bez dalszych przestojów. [powrót na zajęcia/studia]
Szacuneczek!
Spotkałem ich w Górkach w środę popołudniu. Potrzebowali odpoczynku;)
Mati, Asystent
|
|
Trasa rejsu: Hunnebostrand -
Smogen - Lysekil - Marstrand - Hoganas - Helsingor - Kopenhaga - Górki Zachodnie 523 Mm /
143 h
|
W rejsie udział
wzięli:
Kapitan
|
Patrycja Komorska (Pati)
|
załoga
|
Daria Bloch (Daśka)
|
załoga
|
Mateusz Depukat (Depo)
|
załoga
|
Mateusz Janik (Doktor Janik Oceanik)
|
załoga
|
Piotr Kanclerz (jeszcze nie Asystent, tydzień #1)
|
załoga
|
Piotr Ochnicki (tydzień #2)
|
załoga
|
Marika Ĺliwa (Mamuśka)
|
Zbieżność nazwisk, bądź też jakichkolwiek
miejsc jest przypadkowa;)
| |